niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział 3

Erys

Sekundy mijały, minuty leciały, a godziny uciekały, świat był w ciągłym biegu, nie zatrzymywał się. Takimi słowami mogę ująć moje życie, pędziło przed siebie, nie pozwalając na przeżycie cudownych chwil. Po prostu nie da się. Scenariusz pod tytułem "Życie Erys Rasac" nie może skończyć się happy end'em. Nigdy nie było mi to pisane. Należałam to tych, którzy tylko szkodzą temu światu, musiałam się z tym pogodzić. Tak powinno być i to się nie zmieni.
Cud? Nie wierzę w takie rzeczy. One nie istnieją. Nadzieja? Jest matką głupich. Szczęście? Opuściło mnie lata temu. Osoba? Nikt nie chce poznać wariatki, nikt nie odezwie się do dziewczyny mającej problemy z własną psychiką. Normalni ludzie trzymają się do takich jak ja z daleka. Odsuwają ich na drugi plan, myśląc, że w ten sposób skreślą ich z tego świata. Prawda jest inna. Ci 'wariaci' mają coś takiego jak uczucia, które nigdy ich nie opuściły. Towarzyszyły im przez cały ten czas, były jedynym poczuciem obecności. Mimo, że zostały naruszone, ciągle tam są, istnieją, a każdy je w bezczelny sposób targa na malutkie kawałeczki, nie zważając, czy psychika zostanie naruszona, czy zostanie tak jak z pozoru wygląd zewnętrzny - twarda jak stal.

- Erys? - z rozmyśleń wyrwał mnie znajomy głos. Odwróciłam głowę w stronę drzwi, mocniej zaciskając pokaleczone dłonie na zestarzałym sweterku. - Masz zaraz badania, chodź - poprosiła przyjemnym i troskliwym głosem kobieta stojąca w progu mojej sali. Wróciłam wzrokiem na szybę. Po jej powierzchni spływały kropelki wody, tworząc różnego rodzaju ścieżki. Nikt nie wytyczał im drogi, były panami swojego losu. Robiły, co chciały, żadna osoba, zwierzę lub istota nie pokazywała im jak mają ześlizgiwać się po szybie. - Erys! - Stephanie krzyknęła, wytrącając mnie z chwilowego transu. Ponownie wróciłam obojętnym wzrokiem na rozzłoszczoną kobietę. - Masz za chwilę badania, chodź już - ponagliła, utrzymując ten sam wysoki ton głosu. Chwilę nie reagowałam. Siedziałam w tej samej pozycji, wpatrując się w nią pustym spojrzeniem. Widząc jej skraj wytrzymałości, spuściłam nogi na podłogę, wstając z fotela. Ruszyłam z moją położną. Przemierzałam korytarz, obserwując znajdujących się w nim ludzi. Przez te dwa lata nic się tutaj nie zmieniło. Wszystko było na swoim miejscu, zajmowało je zapewne od powstania ośrodka. Szare, przestarzałe, ubrudzone ściany, z których tynk odpadał, nie zapowiadało się aby ktokolwiek miał się zabierać za ich odnowienie. Liczne plamy tworzyły się na suficie, pewnie były wynikiem przecieku po obfitych deszczach, które ostatnimi czasy lubiły odwiedzać Brisbane. Drzwi oddzielone od siebie w odpowiednich odstępach, wciąż znajdowały swoje miejsce w ścianach. Każde pozamykane, a ich niewielkie okienka "przyozdabiały" małe, metalowe kratki. Ten budynek przyprawiał o mdłości, a nawet zawroty głowy. Inni ludzie przybywając w takim miejscu, dawno temu oszaleliby. Ale w końcu... Jest to psychiatryk, miejsce dla osób z zaburzeniami psychicznymi oraz wariatów. Ono jest miejscem przeznaczonym dla osób takich jak ja.

~
- Dziękuję, Erys. Możesz wrócić do swojego pokoju - oznajmiła łagodnym głosem doktor Jessie, nachylając się nad czarną podkładką z różnymi dokumentami. Zaczęła zaciekle coś wpisywać do rubryk, które znajdowały swoją lokalizację na białym papierze.
Pani Jessie była psychiatrą. Miałam z nią rozmowy po kilka godzin, trzy razy w tygodniu, nie potrafiłam określić ile one trwały. Czas szybko nam uciekał na rozmowach dotyczących mojego stanu. Jak określiła to doktor McCras "nasze rozmowy stały się bardziej otwarte oraz widzę postępy". Bardzo dobrze pamiętam nasze pierwsze spotkanie i rozmowę.


Brisbane, 1 października, rok 2021.

Dzisiejszy dzień był na tyle ponury, że nawet muchom odechciało się nękania mieszkańców we własnych domach. Duże krople uderzały o szybę, tworząc w pomieszczeniu wiele hałasu. Nie wystukiwały melodii, uderzały na tyle denerwująco, że ciśnienie mi się dźwigało. Nie należałam do osób cierpliwych, nawet do spokojnych. Najmniejsze ruchy, czyny doprowadzały mnie do rozszarpania nerwów, które i tak w swoim czasie zostały wystarczająco wystawione na próbę. 
Zajmowałam miejsce jednego z niewygodnych foteli, w pokoju mającym ledwo pięć metrów na pięć. Albo może mi się tak wydaje? Cztery ściany, w których aktualnie przebywałam nie były, aż tak małe. Czułam się przytłoczona, przez co miejsce zdawało mi się ciasne. Wszystkie myśli kłębiły się w moim umyśle, doprowadzając mój mózg do rozsadzenia czaszki. Nie cierpiałam na klaustrofobię. Po prostu miałam uczucie, że z każdej możliwej strony znajduje się co najmniej po dwadzieścia osób. 
Zaciskałam swoje pokaleczone dłonie na oparciu fotela. Krew, widniejąca na moich kostkach, zdążyła już zaschnąć, zostawiając ciemno czerwone strupki. Od siły z jaką trzymałam ręce, podłokietniki doprowadzały do zbielenia moich opuszków. Usta formowały się w cienką linię, a wzrok skupiałam na obiektem przede mną. Próbowałam nic nie mówić, nie wykonywać żadnych ruchów, chciałam siedzieć spokojnie. Nie chciałam wyjść na wariatkę, znowu. Ale... w końcu po to tutaj przyszłam. Aby wyrzucić z siebie cały ciężar, całą agresję i nienawiść jaką żywiłam do całego świata.
- Erys? - słysząc swoje przezwisko, które padło z ust tej kobiety, zwanej Jessie, jeszcze mocniej zacisnęłam drewniane oparcie. Przymknęłam powieki, starając się nie wybuchnąć. Ostatnią rzeczą, jakiej bym chciała było zamknięcie mnie w tym budynku. Ale znając swoje szczęście inaczej się to nie skończy. - Powiedz cokolwiek - poprosiła kobieta, wręcz błagalnym głosem. Nie udzieliłam odpowiedzi. Nie miałam zamiaru dyskutować z tą kobietą na tematy, o których wolałabym zapomnieć. - Proszę... - uniosłam złowrogie spojrzenie na doktor McCras, która w ogóle nie wzruszyła się moją postawą. Odetchnęła głęboko, nie wiedząc w jaki sposób zmusić mnie do mówienia. - Nie pomogę ci, jeśli będziesz siedzieć cicho - odezwała się stanowczo i znacznie głośniej. Zyskała tym moją uwagę. Uniosłam głowę, nie zrywając kontaktu wzrokowego. - Dobrze wiesz, że jeśli teraz ze mną nie porozmawiasz zostaniesz zamknięta w szpitalu psychiatrycznym - mruknęła, próbując mnie sprowokować. Była pewna, że tymi słowami mnie przekona do poprowadzenia konwersacji. Widać, że blondynka.
- A co jeśli nie mam ochoty z panią rozmawiać? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie zachrypniętym głosem, ciągle mierząc ją spojrzeniem. Jej ramiona opadły ze zmęczenia. Jak na lekarza, który ma pomagać osobą o zaburzeniach psychicznych jest wyjątkowo słaba.
Drzwi od gabinetu otworzyły się z hukiem. Okręciłam głowę w tamtym kierunku, przed oczami ukazało mi się dwóch mężczyzn. Byli ubrani na czarno, na stopach spoczywało masywne obuwie. Obydwoje musieli codziennie odwiedzać siłownię, gdyż ich szerokie ramiona oraz napakowane bicepsy ledwo mieściły się pod ubraniem. Ciężkimi krokami zmierzali w moim kierunku. Ich dłonie zacisnęły się na moich ramionach, drugimi w okolicach przedramienia.
- Co oni robią? - zapytałam zdezorientowana, widząc jak podnoszą mnie do pozycji stojącej. Zaczęli mnie ciągnąć w stronę wyjścia. Zaczęłam się szarpać, próbując wyrwać z mocnego uścisk. Wiedziałam, co robią. Wolałam wbić do swojej głowy, że to jednak nie jest prawdą. Nie zamkną mnie w wariatkowie. Nie dam się bez walki.
Zaczęłam krzyczeć, wydzierać się, mając nadzieję, że widząc, do jakiego stanu doprowadzili moją psychikę, uwolnią mnie. Nawet to nie pomagało. Uporczywie trzymali mnie, nie odpuszczając, wypychali mnie wręcz z tego pomieszczenia. Żadne prośby się nie zdały, zostali zmuszeni użyć siły. Jeden z nich łapał moje dwie ręce, gdy drugi zacisnął swój stalowy uścisk na moich kostkach. Straciłam grunt pod nogami. Mocno przytrzymując mnie, wynieśli z gabinetu doktor Jessie. Mogłam zdzierać sobie gardło, piszczeć, szarpać się, próbując zrzucić z siebie ich dotyk, lecz ich siły przewyższały nawet moje starania. Będąc w transie, mogłam nawet pokonać najlepszego boksera.
Wtedy było inaczej. Poniosłam największą porażkę swojego życia. 

Podniosłam się z fotela dziękując McCras skinięciem głowy. Opuściłam jej gabinet, zamykając za sobą ciemnego koloru drzwi. Na jednym z siedzeń znajdowała się kobieta o kolorze włosów ciemnego brązu. Swoim wyglądem mogła przebić nie jedną pracującą w ośrodku pielęgniarkę. Ubrana w cieniutki sweterek w kolorze czerni, który był dodatkiem do delikatnej bluzki w pudrowym różu. Czarne spodnie doskonale układały się na jej nogach, które swoją drogą również nie były takie złe, jak na jej wiek. Prawą dłonią zaciskała pasek torebki, wpatrując się w ścianę będącą naprzeciwko niej.
- Mamo, co tu robisz?
- Zostałam wezwana - odpowiedziała beznamiętnie, powoli przenosząc wzrok na mnie.
- Przez kogo?
- Doktor Jessie.
- O, pani Rasac - zza ściany wyłoniła się sylwetka mojej psycholożki. - Zapraszam - zachęciła Blaise do wejścia. Ona zaś wstała i przekroczyła próg gabinetu, zamykając za sobą drzwi.
- Erys, chodź - usłyszałam za swoimi plecami znajomy mi głos. Odwróciłam głowę, wpatrując się obojętnie w Stephanie. Wykonałam prośbę mojej opiekunki, kierując się w stronę swojego pokoju. Przemierzałam korytarz, zatracając się we własnych myślach. Największym bólem dla mojego serca był widok obojętnej matki względem swojego dziecka. Gdy jeszcze byłam wolna to mogłam zaobserwować sytuacje dziejące się w parku podczas spędzania czasu z Nel i zajadania się lodami. Pewnego razu po drugiej stronie ścieżki, ławkę zajmowała kobieta o rudych włosach. Mogła mieć nie więcej niż trzydzieści lat. Ubrana w ubrania z najdroższych sklepów, jakie można znaleźć w pobliskim centrum handlowym. Zacięcie z kimś dyskutowała przez telefon. Ciężko było usłyszeć jej rozmowę. Mimo niewielkiej odległości była ona zagłuszana przez krzyki i głośne śmiechy dzieci bawiących się za nami, przed nami, jak i biegających po kamiennej uliczce, odbywających zabawę w berka. Wpatrywałam się w kobietę, starając się rozgryźć, co było w niej takiego... innego. Wyróżniała się, nie tylko wyglądem oraz markowymi ubraniami. Miała w sobie coś, czego nie da się od tak określić. Biło od nią pewną aurą dającą do zrozumienia, że nie jest ona do pewnego stopnia jak każdy z nas.
I wtedy wszystko stało się jasne.
Mała dziewczynka o blond lokach, trzymająca w rączce wielkiego, tęczowego lizaka podbiegła do kobiety. Miała wielki uśmiech na ustach, który dodawał jej uroku. Mała mogła mieć nie więcej niż pięć lat. Cieszyła się życiem. Była mała, młoda, wiele było przed nią. Nie zdawała sobie sprawy jak wiele szczęścia miała, będąc jeszcze dzieckiem. Nie musiała się niczym przejmować, mogła żyć pełnią życia, mimo młodego wieku.
Machała wielką słodyczą przed twarzą rudowłosej, chcąc zdobyć jej uwagę. Najwidoczniej była jej matką. Kobieta nie zwracała uwagi na dziewczynkę, przejmowała się jedynie rozmową toczącą się przez komórkę. Nie słuchała małej, ignorowała ją, mimo wszelkich starań ze strony jasnowłosej istotki. Wtedy odłożyła aparat od ucha, kończąc rozmowę. Zerknęła obojętnie w stronę skaczącej przed nią córeczki. Takiej obojętności nie widziałam odkąd pokłóciłam się z Nel, a ona była na mnie obrażona przez około tydzień. Unikała mnie szerokim łukiem, a gdy doszło do spotkania - ignorowała mnie oraz cisnęła we mnie falą obojętności. Ta kobieta miała jej dwa razy więcej niż moja siostra wtedy. Ten widok, aż kuł w serce. Skręcało mnie w żołądku, obserwując to zajście, widząc jak matka jest w stanie potraktować własne dziecko, patrząc jak ono może być lekceważone przez własnego rodzica, dzięki któremu pojawiło się na świecie. Mogło zobaczyć jak wygląda świat, zaznać czegoś nowego.
Gdy dostałam się do ośrodka, a jeszcze przedtem dopuściłam się wybryków, jakich się dopuściłam, bałam się, że mama potraktuje mnie tak jak tamta kobieta dziewczynkę z tamtego dnia. Odwróci się ode mnie, zostawiając na pastę losu i każe gnić w tym psychiatryku. Najczęściej odrzucałam z głowy te myśli. Jak bardzo bym się nie starała - po jakimś czasie wracały. Czaszka pękała mi od nadmiaru myśli i różnych scen, w których własna matka zostawia mnie w szpitalu, bo po prostu jej się znudziłam lub przestała mnie kochać, traktować jak córkę. Kiedy oznajmiła mi, że zgłosiła moje zachowanie, coś we mnie pękło. Pękła więź łącząca Blaise i mnie. Pojawiały się scenariusze, w których obarcza mnie całą winą, ma mi za złe wszystko, co nas spotkało. Miałam wrażenie, że chce się mnie pozbyć, aby nasza rodzina nigdy więcej nie była głównym tematem plotek w całym mieście. A najprostsze wydało się wysłać mnie do zamkniętego ośrodka.

~
Przekręcałam się w łóżku, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji. Dzisiejsza noc zdecydowanie będzie należała do tych nieprzespanych. Nadmiar myśli siedzący w mojej głowie sprawiał, że miałam ochotę zatkać uszy. Wiedziałam, że niewiele to da. Krzyki, głośne rozmowy były w mojej głowie, a zakrycie uszu nie wiele może pomóc w tej sprawie. Miałam wrażenie, że te głosy dochodzą z zewnątrz. Masa ludzi prowadzi rozmowy na wszystkie tematy świata, znajdując się w moim pokoju. Tak, zdecydowanie jestem tą wariatką, za którą mnie uważa całe Brisbane.
Serio? Tyle lat leczenia i jest jeszcze gorzej?
Po jaką cholerę truję sobie organizm jakimiś tabletkami, skoro i tak gówno dają? Sposoby leczenia w dzisiejszych czasach są gorsze niż kilka lat temu.
Kolejny już raz przekręciłam się na plecy, skupiając wzrok na brudnym suficie. Szukałam w nim jakiejś inspiracji, natchnienia. Chociaż dobrze wiemy, że to się nie stanie. Jaka inspiracja będzie w śmierdzącym, brudnym oraz przeciekającym od wilgoci suficie?
Starałam się zmienić aktualne myśli na coś normalnego. Co ja gadam... ja sama nie jestem normalna, więc jak mogę normalnie myśleć? Co za ironia.
Za drzwiami doszły mnie dźwięki stukania butów. Był to ten charakterystyczny stukot klapek z drewnianą podeszwą, mieszający się z ocieraniem się o siebie skóry.
Nocny patrol.
Odwróciłam się w stronę ściany, zakrywając się pościelą pod sam czubek nosa. Nie chciałam, aby ktokolwiek widział, że nie śpię. Nie mam pojęcia która jest godzina, ale sądząc po patrolu, zgaduję, że około trzeciej nad ranem. Delikatne szepty dochodziły do moich uszu przez głuchą ciszę, panującą na korytarzu oraz całym ośrodku. Dwie pielęgniarki maszerowały murami budynku, sprawdzając czy każdy śpi.
- Podobno od poniedziałku mają zacząć się w naszym ośrodku jakieś prace społeczne - dosłyszałam głos jednej kobiety. Starała się mówić cicho, lecz na tyle donośnie, aby druga osoba ją dosłyszała. Nie zdawała sobie jednak sprawy, że jedna pacjentka nie śpi. - Z pobliskiego liceum przyjdzie kilkunastu uczniów - kontynuowała swoją wypowiedź. Moje oczy rozszerzyły się, słuchając wypowiedzi pracownicy.
Do naszego ośrodka przyjdą ludzie. Ludzie, którzy nie są wariatami.


Z dziennika psychopatki.

"Niekiedy dni są słoneczne, innego dnia są pochmurne, świat ogarnia wielka szaruga niedopuszczająca na ziemię ani grama promieni słonecznych. Mamy nadzieję, że mimo pochmurnego dnia, słońce przedostanie się przez kłębiące się na niebie chmury, nie zwiastujące niczego dobrego. Przynoszą jedynie smutek i żal. W takie dni człowiek zaczyna myśleć. Myśli nad swoim życiem, błędami, porażkami, ale też nad szczęściem i radością. Przypominając sobie jakiś udany dzień nie da się powstrzymać cisnącego się na usta tego delikatnego uśmiechu. Pomimo pogody jedno wspomnienie, jeden uśmiech, jedna myśl rozjaśnia niebo, pozwalając słoneczku na rozgrzanie ziemi. Promienie odbijają się od gleby, rośliny czerpią korzyści z udanego dnia. 
Podobnie jest z istotami żywymi, potocznie zwanymi ludźmi. W scenariuszu pot tytułem "życie" mieści się wiele tajemnic. Niektóre są bardziej skryte, a inne otwarte, czekające tylko na ich realizację. 
Powstaje pytanie: czy my, aby na pewno chcemy podjąć się ich realizacji? 
Boimy się, że może coś pójść nie tak, jeden zły ruch i wszystko runie, a odbudować to będzie tak samo ciężko jak postawić dom, zaczynając od kupna dobrej działki. Co jeśli popełnimy błąd, a jego naprawa zajmie wieki, może i w ogóle będzie nie do ponowienia? Żeby się przekonać trzeba spróbować.
Na twojej drodze staje ktoś. Osoba, której kompletnie się nie spodziewałeś, a mimo to pojawiła się. W najmniej odpowiednim momencie, ale jest. Czy można dać sobie szansę, aby się zmienić? Zmienić jak pogoda, gdy jest szaro, a po chwili ziemia nabiera odpowiednich barw? Pokazuje tęczę, pokazuje nowy początek, pokazuje nadzieję.
Erys"



x x x x x x x x x x x x x

Hey hello honey!
Przybywam z rozdział trzecim, który ponownie jest wyjaśnieniem dotyczącym przeszłości. Mam mieszane uczucia, ale nie będę pisać na nowo, wtedy już by mnie szlag trafił.
Mam informacje, a mianowicie:
Został stworzony zwiastun (klik) do Psychopatki! Autorstwa Spectrum z Bajkowe Zwiastuny. Nie wiem jak Wam, ale mi się strasznie podoba, opisuje całe opowiadanie, pasuje idealnie.

3 komentarze:

  1. Kooocham i jeszcze raz kocham <33 Te ff jest supii dupii xdd :****/Martyna W

    OdpowiedzUsuń
  2. Łał ciekawe kiedy Lucas przyjdzie do psychiatryka ;)))) "_"

    OdpowiedzUsuń