niedziela, 17 stycznia 2016

Rozdział 10

Luke

Pogoda panująca za oknem nie mogła zwiastować dobrego dnia, szalała wichura, która mogła przynieś ze sobą jedynie deszcz, w gorszym przypadku śnieg. Takie dni są idealne na siedzenie w domu i nudzenie się na kanapie, z towarzystwem dobrych, starych piosenek wypływających z kina domowego.
Bardzo chciałbym spędzić ten dzień właśnie w taki sposób, ale niestety, moje plany nie powiodą się. Z faktu prac społecznych, muszę udać się do psychiatryka i odbębnić swoją robotę, jeśli chcę odzyskać kluczyki do samochodu i telefon, bez którego swoją drogą czuję się odcięty od świata. Nie wiem co dzieje się u mojej ulubionej drużyny hokejowej, nie znam wyników zeszłego meczu, ani nie posiadam informacji na temat jakiejś kontuzji jednego z zawodników. Przytłaczająca jest niewiedza na temat otaczającego mnie świata. Matka zawsze powtarza: "Może zainteresujesz się światem i co w nim się dzieje?", tymczasem zabrała mi komórkę, na której do tej pory dowiadywałem się owych wiadomości.
Na pewno dzisiejszego dnia musiałem odpuścić ciekawości, które dzieją się w internecie i powinienem udać się do ośrodka, by mieć ten dzień z głowy. Swoją drogą zastanawiało mnie co stało się z Erys, która zeszłego dnia dostała jakiegoś napadu. Jej zachowanie kompletnie wybiło mnie z rytmu, nie wiedziałem co siedziało wtedy w jej głowie, że nagle z potulnego baranka, zrobiła się krwiopijną suką. Nie otrzymałem na ten temat żadnych szczegółów, pani Stephanie wyprosiła mnie z piętra, na którym znajdował się pokój Erys i się skończyło. Jedyne co zdołałem usłyszeć to krzyk i tłuczenie szkła. Nie chciałem dopuszczać do umysłu tego, co dziewczyna była w stanie zrobić. W pokoju nie znajdowało się nic szklanego, więc wszystko spadło na okno. Moje przypuszczenia się potwierdziły, gdy opuściłem szpital w celu udania się do domu. Sam nie wiedziałem dlaczego spojrzałem w jej okno, ale gdy ujrzałem krzesło zaklinowane w kratach, nie musiałem o nic więcej pytać. Taka odpowiedź mi wystarczyła.
Wtedy zaś pojawiło się inne pytanie: co takiego doprowadziło Erys do szaleństwa?
Sposób w jaki odniosła się do tamtej blondynki był dziwnie podejrzany. Nie lubiły się? Przecież siedziały w ośrodku razem, pewnie od dłuższego czasu, a nie przepadały za sobą? Wszystko było tak bardzo pogmatwane, że nie miałem żadnych teorii względem tego co działu się w murach psychiatryka.
Ale Haylee - to imię przemknęło gdzieś przez zakamarki mojego umysłu - wypowiedziała bardzo przerażające słowa, które prawdopodobnie dotknęły Erys do tego stopnia, że wyzbyła się swojej furii. Nie ukryję, na początku zdenerwowały mnie słowa tej dziewczyny, tym bardziej nie miałem pojęcia co chciała tym przekazać. Erys kogoś zabiła i dlatego siedzi w psychiatryku? Nie wygląda na osobę, która byłaby w stanie zabić, prędzej powiedziałbym, że ma problemy z psychiką, ktoś ją zranił, przez co chciała się sama zabić czy coś.
Normalny człowiek po usłyszeniu takich słów zwiałby szybciej niż jest w stanie sobie wyobrazić, a ja? Po prostu stałem, słuchając ich wymiany zdań, przez chwilę miałem wrażenie, że jedna drugiej wskoczy do gardła, zamiast krwawej rzeźni, byłem świadkiem krótkiej, zarazem nieprzyjemnej konwersacji.
Ten temat nie odstępował mojego umysłu ani na chwilę, ciągle gdzieś przez głowę przebiegała sytuacja ze wczoraj, co dokładało mi coraz więcej pytań, na które nie dostałem odpowiedzi i w najbliższym czasie pewnie nie dostanę.
Przyglądałem się szumiącym liściom z koron drzew przez okno, rozmyślając nad ostatnimi dniami. Mimo zepsutej pogody, musiałem ruszyć się z domu i iść do psychiatryka, by zaliczyć kolejny dzień prac społecznych. Gdyby nie fakt, że od tych prac zależy nie tylko odzyskanie moich rzeczy, a także zaliczenie semestru, rzuciłbym to wszystko i miał głęboko gdzieś. Niestety, jeśli tego nie zrobię - nie zaliczę klasy. Innego wyboru nie miałem, jak tylko wyjść, posiedzieć trochę z Erys i wyjść.
Zastanawiam się czy po wczorajszej sytuacji dopuszczą mnie do niej dzisiejszego dnia. Może została zamknięta w izolatce, albo nawet coś gorszego?
Potrząsnąłem głową na boki, wyrzucając z głowy te dziwne myśli. Sam nie wiedziałem dlaczego w jakikolwiek sposób ta dziewczyna stała się głównym tematem do rozgryzienia w moim umyśle.
Odsunąłem się od okna, kierując w stronę przedpokoju. Naciągnąłem na nogi buty, na ramiona narzuciłem cieplejszą kurtkę, z komody zabrałem kluczę oraz leżący na ziemi przy niej plecak, by po chwili zamknąć i opuścić dom.
Westchnąłem przeciągle zmierzając w stronę przystanku. Nienawidzę komunikacji miejskiej.

~
Pchnąłem wielkie drzwi wchodząc do środka budynku. Poprawiłem plecach zawieszony na moim jednym ramieniu, zmierzając do kontuaru, za którym siedziała ta sama kobieta, co każdego dnia moich wizyt.
- Dzień dobry - przywitałem się, posyłając przyjazny uśmiech do pani zajmującej się stertą papierów. Gdy usłyszała mój głos, podniosła głowę znad dokumentów, by odpowiedzieć mi tym samym.
- Witam, do kogo? - zapytała zdejmując okulary spoczywające na jej nosie.
- Erys Rasac.
Przyjrzała mi się dziwnie, marszcząc brwi.
- Erys? Ale jej tutaj nie ma - odpowiedziała, przez co wstrzymałem oddech. Moje oczy zrobiły się znacznie większe, a oddech jakby wyparował. Zrobiło mi się słabo.
- Jak to jej nie ma? Przyszedłem w ramach prac społecznych z liceum.
- Wiem, Luke. Ale Erys nie ma w ośrodku. Wczoraj trafiła do szpitala.
Czułem jak nogi się pode mną ugięły. Jak to trafiła do szpitala? Zapytałem samego siebie w myślach. Jaki mógł być powód trafienia dziewczyny do szpitala?
W głowie miałem masę pytań, ale nie wypowiedziałem ich głośno. Zostawiłem wszystko dla siebie, pusto patrząc na kobietę, która również w dziwny sposób patrzyła się na mnie.
- W takim układzie czy mogę pomóc przy jakiejś innej osobie? - kobieta wzięła do ręki zeszyt leżący po jej lewej stronie, by po chwili otworzyć go na odpowiedniej stronie. Sunęła placem po stronie, na której były zapisane jakieś nazwiska, gdy skończyła uniosła wzrok na mnie, a w jej oczach było wymalowane współczucie.
- Przykro mi, ale mamy komplet. Nie ma nikogo, komu mógłbyś pomóc.
- Czyli nie mając się kim zająć, nie zaliczę tych prac? - postawiłem bardziej pytanie retoryczne wracając wzrokiem na panią siedzącą za biurkiem.
Ona jedynie pokiwała bezradnie głową, pokazując w ten sposób, że ma związane ręce. Nie mogła mi pomóc, ani zrobić. W tej chwili wszystko przepadło. Wszystkie starania, nerwy, stres oraz nieprzespane noce poszły na nic, ponieważ osoba, która została mi przydzielona do opieki musiała na jakiś czas opuścić ośrodek, a ja zostałem na lodzie. Również miałem związane ręce, wiele nie mogłem zrobić, wszystko po prostu się zawaliło. Jedyne co teraz mogłem zrobić to czekać na koniec roku, by usłyszeć, że tej klasy nie zaliczyłem.
Jednak do mojej głowy przyszedł pewien pomysł, który był trochę szalony, ale do zrealizowania. Szybko zerwałem się w kierunku drzwi, wypadając z budynku i kierując się ponownie na przystanek.

Wysiadłem na odpowiednim przystanku, szybkim krokiem zmierzając do wielkiego szpitala, który wyłaniał się gdzieś między koronami drzew. Poprawiłem plecak na ramionach, będąc coraz bliżej wejścia na teren szpitala. Ciągle odbywałem wewnętrzną walkę dotyczącą swojego planu. Sam nie byłem pewien czy dobrze zrobię wpadając tam, może powinien odpuścić? Jednak ciągle podświadomość podsuwała mi konsekwencje, które mogą mnie spotkać, gdy nie zaliczę tych prac. Wizja szkoły letniej nie jest najprzyjemniejsza. Wtedy mam lecieć na wakacje, korzystać z wolnego, wyszumieć się. Jeśli bym odpuścił - prawdopodobnie mógłbym zapomnieć o tym wszystkim i szykować pomarańczowy kombinezon na kilkutygodniowe sprzątanie plaży.
Energicznie potrząsnąłem głową na boki, pozbywając się wizji samego siebie, czyszczącego plaże, wczesnym świtem.
Popchnąłem szklane drzwi budynku, idąc w stronę recepcji. Rozpiąłem zamek kurtki, podchodząc do kontuaru. Ułożyłem dłonie na blacie chrząkając znacznie, kobieta siedząca na krześle oderwała się na chwilę od laptopa, nawiązując ze mną kontakt wzrokowy.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - zapytała, podpierając się przedramionami o biurko.
- Witam. Przyszedłem do Erys Rasac.
Przekartkowała kilka dokumentów z segregatora, analizując dokładnie stronę z nazwiskami pod literką "R". Obok nazwiska został dopisany jakiś fragment, którego jednak nie potrafiłem odczytać. Był napisany małym druczkiem, jak i bardzo niewyraźnie.
- Jest pan z rodziny? - zapytała, unosząc podejrzliwe spojrzenie na mnie.
- Nie, ale..
- Nie może pan do niej iść.
- Ale ja jestem...
- Przepraszam, ale nie możesz - zakończyła bardzo stanowczo, wracając wzrokiem do ekranu laptopa. Sposób w jaki mnie zbyła, sprawił, że krew się we mnie zagotowała. Jak mogła potraktować w taki sposób kogokolwiek? Osoby mające taką pracę powinny być miłe, pogodne, a przede wszystkim uprzejme.
Zacisnąłem dłonie w pięści, powstrzymując się przed wyrzuceniem z siebie wiązanki przekleństw. Wywoływanie awantury na szpitalnym korytarzu nie było trafne. Wystarczająco mam problemów, nie dość, że mogę nie zaliczyć roku, to jeszcze rodzice będą mnie odbierać z posterunku policji czy coś.
Policzyłem do dziesięciu, pozbywając się w ten sposób złości siedzącej we mnie. Gdy w małym stopniu udało mi się uspokoić, posłałem kobiecie sztuczny uśmiech. Skinięciem głowy pokazałem, że rozumiem i po prostu się oddaliłem.
Skoro nie mogę liczyć na pomoc personelu, sam znajdę Erys.
Odwróciłem się, zerkając przez ramię czy kobieta nie obserwuje moich poczynań, gdy widziałem, że bardziej interesuje ją co dzieje się w laptopie niż to co robię ja, skręciłem na schody będące po mojej prawej. Zniknąłem za ścianą, sprawiając, że kobieta w centralnym pomieszczeniu szpitala nie może mnie zobaczyć.
Wdrapałem się po schodach, trafiając na pierwsze piętro. Rozejrzałem się, upewniając czy nie ma w pobliżu żadnego pracownika. Nie widząc nikogo z personelu, ruszyłem w korytarz rozciągający się przede mną. Przede mną sześć pięter, po dwa korytarze i około dwieście sal do sprawdzenia. Nie mam pojęcia czy udami się znaleźć dziewczynę, ale wiem tyle, że muszę z nią porozmawiać. Muszę się dowiedzieć pewnej rzeczy, której nie wyjaśni mi nikt inny poza nią. Nawet jeśli będę sprawdzać te piętra do nocy - znajdę jej salę.
Po cichu otwarłem pierwsze drzwi, zaglądając przez szczelinę do środka. Jedyne co zastałem to dwa łóżka, na których leżała jakaś starsza kobieta, a na drugim siedział mężczyzna, który właśnie upijał wodę z plastikowej butelki. Wycofałem się zrezygnowany przechodząc do kolejnych drzwi, by sprawdzić salę numer dwa. Niestety, zastałem tam to samo co poprzednio, czyli brak Erys.

Sprawdzenie dwóch pięter zajęło mi ponad godzinę. Byłem zmęczony tym ciągłym bieganiem po schodach, windy były nieczynne, więc zostałem skazany na wspinaczki. W pewnym momencie dostałem małej zadyszki, przez co potrzebowałem chwilowej przerwy, by móc normalnie oddychać. Michael miał rację, potrzebuje siłowni i powrotu do biegania.
Zamknąłem drzwi sali numer pięćdziesiąt trzy, kierując się do równoległych. Znudzony nacisnąłem klamkę, wiedząc, że znów zastanę w środku każdego, tylko nie osobę, której szukam. Cicho uchyliłem drzwi, zaglądając do środka. Gdy ujrzałem jedno łóżku na środku sali, zatrzymałem się.. Torba wraz z jakimiś ubraniami leżała pod nim, co znaczyło, że ktoś tutaj musiał być. Jednak materac był pusty. Pościel była rozkopana, a poduszki niepoukładane. Zrobiłem pierwszy krok do środka, delikatnie zamykając za sobą powłokę, by nie robić hałasu, ani nie zdradzać swojej obecności. Wszedłem w głąb sali, uważnie rozglądając się po niej. Cisza panująca tutaj była dziwnie podejrzana, a brak ludzi sprawiał, że miałem mieszane przeczucia. Obróciłem głowę w prawo, zaglądając do małego kąta, w którym było okno z dużym parapetem. Wychyliłem się zza ściany, a gdy ujrzałem siedzącą na nim dziewczynę, wiedziałem, że dobrze trafiłem.
Opierała się plecami o zimną ścianę, a czoło miała przyłożone do szyby. Oddychała bardzo powoli, na szybie tworzyło się małe zaparowanie blisko jej nosa. Pusto wpatrywała się w obraz za oknem. Wyglądała jakby kompletnie nie obchodziło ją co dzieje się dookoła niej. Wyglądała inaczej niż w psychiatryku, wyglądała lepiej, na bardziej zadbaną. Jej włosy nie były zniszczone i potargane, były dobrze umyte i uczesane, co było kompletnym przeciwieństwem Erys, którą dziennie widywałem w ośrodku.
Dziewczyna jakby zorientowała się, że ktoś ją obserwuje, odwróciła głowę. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, wystraszony tym ruchem, odskoczyłem w miejscu.
- Co ty tutaj robisz? - zapytała, mocniej zaciskając ręce, którymi oplatała nogi.
- Musimy pogadać.
- Nie mamy o czym rozmawiać. Idź do domu - oznajmiła, wracając do oglądania ulicy przez okno.
Westchnąłem głośno, przymykając oczy. Czego ja się spodziewałem? Że po dobroci wszystko mi wyjaśni? Mogłem się spodziewać, że ta rozmowa nie będzie wcale taka łatwa.
Mogłem jakoś lepiej to przemyśleć.
- Ale ja muszę z tobą porozmawiać. Jeśli tego nie wyjaśnimy, to nawet nie mam po co wracać do domu! - podniosłem trochę głos, ze złością wpatrując się w siedzącą dziewczynę na parapecie. Z nią nie da się na spokojnie rozmawiać, będzie odpowiadać wymijająco lub gorzej - w ogóle nie odpowie. Nie chciała udzielić odpowiedzi, tępo wpatrywała się w okno, ignorując moją obecność. - Dlaczego trafiłaś do szpitala? - postanowiłem zmienić taktykę.
- Nie powinno cię to obchodzić - mruknęła obojętnie, nie odrywając wzroku od obrazu za szybą.
- Kto powiedział, że obchodzisz mnie akurat ty?
Jej głowa powoli odwróciła się w moją stronę. Czyli jednak jest jakiś sposób, by do niej przemówić. Punkt dla mnie.
- Więc po co tutaj przyszedłeś? - zapytała, delikatnie marszcząc brwi.
- Mówiłem, pogadać.
Nie odezwała się. Zaciskała zęby odbywając wewnętrzną walkę czy się zgodzić czy nie. W prawdzie, nie wiem nad czym się tutaj zastanawiać. Prosta odpowiedź: tak lub nie.
- Więc słucham - odezwała się po dłuższej chwili milczenia.
- Jak długo tutaj będziesz?
- Nie wiem.
- Wrócisz do psychiatryka do końca tygodnia?
- Nie wiem.
- A co ty wiesz? - rzuciłem ironicznie, czując wzrastającą we mnie irytację.
- Wiem, że zaczynasz mnie denerwować. Po co tutaj naprawdę przyszedłeś? - uniosła brwi ku górze, spuściła nogi na ziemię, spoglądając na mnie z wyczekującym wyrazem twarzy.
- Nie powinno cię to obchodzić - specjalnie powtórzyłem jej słowa, wiedząc, że ją to zdenerwuje.
- W takim razie nie pomogę ci zaliczyć klasy.
Otworzyłem szerzej oczy, nieświadomie wstrzymując powietrze. Zaskoczony wpatrywałem się w siedzącą na parapecie Erys, która dumnie obserwowała mnie i machała jedną nogą.
- Skąd wiesz, że chodzi mi właśnie o to? - zapytałem, zerkając na nią.
- Oh Luke, to że siedzę w psychiatryku, nie czyni mnie tępą. Widać po tobie, że zależy ci tylko na tym, na niczym innym.
- A co jeśli zależy mi na czymś innym, niż zaliczenie klasy?
- Chwilę temu powiedziałeś...
- Kto powiedział, że mówiłem prawdę? - uniosłem jedną brew ku górze, wzajemnie mierząc się spojrzeniem z dziewczyną. Nie odezwała się, nie wiedziała co powiedzieć, znalazłem jej słaby punkt. Wielka, straszna Erys została zgaszona. Każdy ma swoje słabe strony, słabą stroną dziewczyny jest właśnie górowanie nad nią. Próbowała być u szczytu, wiedziała kim jest, że wszyscy się jej boją, nikt nie ma odwagi, by do niej podejść. Była świadoma tego, jak ludzie reagują na jej osobę - uciekają. Wszyscy się jej bali, przez co była sama, był boginią swojego świata, do którego nikt nie miał wstępu, nikt nie miał odwagi żeby wkroczyć w te tereny.
- Będę tutaj z tobą przesiadywać, do twojego powrotu do psychiatryka, by zaliczyć ten rok.
- Co będę mieć za to, że się zgodzę? - uniosła brwi, czekając na odpowiedź.
- Haylee więcej nie zajdzie ci za skórę.
- Stoi - wyciągnęła rękę w moją stronę, którą uścisnąłem na znak zgody układu. - Witaj aniele w moim piekle - uśmiechnęła się tajemniczo, a mnie przeszły ciarki.


x x x x x x x x x x x x x

Rozdział skończony dosłownie chwilę temu, za jakiekolwiek błędy przepraszam. Korekta odbędzie się w późniejszym czasie.
Informuję, że aktywuję konto na twitterze poświęcone fanfiction - @Psychopatkaff. Zaczną pojawiać się spojlery oraz dokładne informacje dodania rozdziału, jakieś godziny, ewentualne opóźnienie. Dajcie follow i włączcie gwiazdkę by być na bieżąco. Również jest dostępny hasztag #psychopatkaff, pod którym możecie wypisywać wszystkie odczucia, sugestie, teorie dotyczące rozdziałów, będzie mi bardzo miło, jeśli coś tam podłubiecie pod #.

KRÓTKAREKLAMA!
Moja znajoma zaczęła pisać fanfiction z Justinem Bieberem. Uwierzcie mi, jest to warte czytania (znam fabułę i początkowe rozdziały). Jestem wybredna, nie wszystko mi się podoba, to naprawdę będzie świetne opowiadanie, jeśli macie czas, zerknijcie i oceńcie. Chyba każdy wie jak początki są trudne. :)
Serdecznie zapraszam i polecam Independent Girl! Blogspot (klik), Wattpad (klik).

2 komentarze:

  1. Okej, przeczytałam i powiem ci Sacrum, że ten rozdział jest najlepszy ze wszystkich.
    Przyznam, że zaskoczyłaś mnie bardzo pozytywnie całym rozdziałem z perspektywy Luke'a. Podoba mi się takie swobodne słownictwo, które używasz gdy opisujesz świat oczami blondyna. Bardzo fajnie i lekko się czyta, zupełnie inaczej niż z rozdziały z perspektywy Erys. Bardzo dobrze, że pojawił się taki "lżejszy" rozdział.
    Oczarowałaś mnie końcówką. Ich rozmowa była.. no kurde, sama nie wiem jak mam to opisać. Luke i Erys... no omg, kocham tą dwójkę ♥
    Rozdział jest na prawdę cudowny i na prawdę jestem dumna, że postarałaś się i napisałaś to wszystko w jedno popołudnie.
    Czekam na kolejny xx
    Calumi/

    OdpowiedzUsuń
  2. DZIENA ZA REKLAMĘ

    poza tym nadal czytam twojego bloga, przez brak czasu idzie mi to jak krew z nosa, no ale poczekaj, potem ci będę dawała opinie :)

    OdpowiedzUsuń